Moje uczucia przejmują kontrolę
I to wcale nie jest przyjemne
Wcale nie jest proste
To niedobrze
Ja jestem swoją głową
A nie moje uczucia
Moje uczucia przejmują kontrolę
I to wcale nie jest przyjemne
Wcale nie jest proste
To niedobrze
Ja jestem swoją głową
A nie moje uczucia
Pozwoliłeś mi wracać w nocy samemu
Poczułem się tak, jakbyś wcale nie chciał mnie zatrzymać
Tak jakbym wcale nie był taki ważny jak ty jesteś dla mnie
Nie potrafiłbym Cię puścić i nie bać się, że coś może ci się stać
Słyszę, że przecież jestem dorosły i nie odpowiadasz za mnie
Tylko czasami robi się rzeczy wbrew sobie, dla osoby, którą się kocha
Niby
Czasami myślę, że mamy inne patrzenie na miłość
Na to jak ona powinna wyglądać
Czy jest jakaś definicja miłości?
Ciągle łzami podlewam rośliny, bo tylko one zostają ze mną do samego końca
One nie pytają
One po prostu słuchają i pomagają tylko tym, że są
Nie muszą mi nic mówić
Czuję je
Dlaczego nie możesz po prostu być?
Dlaczego nie umiem cię już poczuć tak, jak rośliny czują mnie
Dlaczego nie umiesz mnie już tak poczuć, jak rośliny czują ciebie
Powiedz mi, że to był tylko błąd
Powiedz, że się postarasz i nie dojdzie do czwartego
Nie chcę żeby dochodziło do czwartego
Bo trzeci
To i tak już dużo
Po tobie nie będzie już nikt
I boję się, że cię stracę
Ale nie chcę być już na tym miejscu
Nie chce być człowiekiem, który nie jest człowiekiem
4 to już jest za dużo
A ja nie umiem tego zaakceptować
Bo to sprawia, że zamieniasz się w kogoś, kogo nie znam, kogo nie chce poznać
Bo nie chcę cię znać takiego
Nie jesteś dla mnie wtedy sobą
Albo jesteś sobą tylko wtedy
Gdy słyszę ten ton, z którym ciężko się porozumieć
Moje serce nie wytrzymuje
Moje serce działa w innym trybie, a mój głos nagle dostaje mutacji kolejny raz
Nie jestem chyba wart tego, czego jestem wart
Dałem ci wszystko czego tylko potrzebowałeś
Wychodziłem wcześniej z pracy
Rezygnowałem z prywatnych pacjentów dla ciebie
Tylko po to żeby być godzinę wcześniej w domu i móc cię zobaczyć
Móc po prostu z tobą pomyć i czuć twoją energię
A teraz
Pewne rzeczy wychodzą z człowieka, kiedy człowiek powie ci wszystko, tylko dlatego, że go nie ma
Ja już nie wiem w jaki sposób ci wytłumaczyć to, że z każdym dniem znikam od ciebie, a to sprawia że znikam od siebie
Naraziłeś mnie niebezpieczeństwo i pozwoliłeś mi żebym poradził sobie z tym sam
A kilka godzin temu mówiłem że czuję się przy tobie bezpiecznie
Czy uczucia ulegają zmianie po pojedynczych sytuacjach?
Czy 30 minut dłużej ma znaczenie co do jednego roku nas?
Obiecałeś
Ty często obiecujesz, a to rani mnie jeszcze bardziej
No bo jak można… nie być, kiedy się jest
Kiedy się powinno
A teraz
Czas na plusy i minusy
Zaraz koniec lipca
A ja nie poczułem lata
Tak jakby w ogóle nie przybyło
Zbłądziło gdzieś po drodze
I nie potrafi się odnaleźć
Może ktoś go skrzywdził i dlatego postanowił, że nie przyjdzie?
Trzeba zrozumieć pewne rzeczy trochę inaczej
Może naprawdę budzi się z krzykiem
I czuje się zmęczony
Nie wyspał się i teraz śpi
Ale lato
Proszę przyjdź
Daj sobie szansę
Daj nam szansę na traktowanie cię najlepiej jak potrafimy
Wykorzystamy wszystkie swoje szanse, które nam dajesz
Lato
Daj nam szansę
Podaruj nam trochę słońca
Podaruj nam ten letni wiatr
Podaruj nam
Siebie
Czasami chciałbym wrócić do poprzedniego życia
Przed tym jak wyjechałem i przyjechałem
Przed tym gdy to wszystko zaczęło mieć sens mimo, że nie miało sensu
Te miesiące zmian i zrozumienia, że mam jeszcze chwilę na szaleństwo
I to
Minęło w mgnieniu oka
Już bym nie wrócił
Już bym nie chciał być tym chłopakiem, którym byłem
Nie poznałbym Ciebie
A gdybym się poddał, bo już prawie miałem to zrobić
To teraz bym cię nie miał
Nie mogę sobie wyobrazić życia bez ciebie
Ale tutaj dwa lata to już za dużo
I chce spadać dalej
I dorastać gdzieś indziej
Tylko teraz
Z tobą

kiedys opowiem wam ile czuje
O!
Jadę pieszo na torach
Gdzie szerz rosną ciepłe drzewa
I oddycham na podstawę zieleni
Bo obok budują się budynki w powietrzu
O!
Stare nowe ścieżki traktorów
Ze znakami przeciwdeszczowymi
Z cyborgami ptakowymi
I liczne przygody od ciebie
O!
Kończ tą ciapę
Kończ koniec
Zanotowano u Ciebie ból moralny
Zauważyłem, że ciało odmawia Ci posłuszeństwa
Można zauważyć niepewność, która Ci towarzyszy przez uraz, którego doznałeś.
Przyjrzyjmy się Twojej przeszłości - dużo można ominąć
Problemy ze snem?
W porządku to tylko koszmary, które zabiorą Cię w lepsze miejsce.
Czy będzie najlepsze?
Piekło przypomina niebo. Zastanów się co lepsze dla Ciebie.
Dbaj o swojego stwórcę w Tobie.
Bo może w pewnym momencie ujrzeć kolor czerwieni
Czy on Cię pobłogosławi
Tego nie wie nikt.
Uzależniłem się od przytulania
Ciągle chce przytulać i znowu czuć się bezpiecznie
Odpoczywać spokojnie w twoich ramionach
Uśmiechać się i trzymać Twoją rękę z moją ręką, na biodrze
Moim biodrze
Gdy przytulasz mnie na pożegnanie to pożegnanie staje się mniej bolesne
Podobno każde uzależnienie jest złe
Czy to jest prawda?
Zastanawiam się czy gdybyś odszedł, czy brakowałoby mi przytulania?
Co bym wtedy robił?
A gdy leżę na twoim torsie, wtapiam się w ciebie
I chyba przesiąkam tobą
To też nie jest dobre
Ale miłość jest taka skomplikowana
Ale jest
Moja
Wczoraj było jak dzisiaj
Dzisiaj będzie jak jutro
Środa to już prawie weekend
A czwartek to mały piątek
Weekend nadchodzi o nim myślimy
Później znowu tak samo
I ciągle
Bo utknęliśmy w czasach gdzie czas już nie istnieje
Nowe życie ale zatrzymanie
Rutyna to całe życie nie tylko moje
Ciągle czekamy na coś, zamiast korzystać z teraz
Już
Już odejdzie
I wtedy nie będzie czasu
Ostatnio czuję się pusty każdego dnia
Już chyba nie poznaje samego siebie z kiedyś
A moje zdrowie psychiczne wcale się nie polepsza
I staram się go naprawić
Czasami czuję się już złamany i bezwartościowy
Nie wiem jak poradzić sobie z przeszłością
Ogólnie rzecz biorąc jestem wrakiem bałaganem
Nie muszę chyba już być w porządku dla siebie
Nie jestem w porządku
Ostatnio tęsknię też za moimi nałogami
Za tym co obiecałem rzucić
Przez to czuję się do niczego
Wiem że nie chcesz słuchać mojej prawdy
Ale ona taka jest
Zapewne dalej będę się wzbraniać przed ciemnością
Jakby moje życie zależało właśnie od tego
Kocham cię tak jak kwiatek na polanie kocha wiatr i promienie słońca
On też jest czasami samotny
I czasami usycha, bo nikt mu nie dostarcza tego co naprawdę ważne
Kocham cię tak jak mrówka która poświęci się dla innych mrówek
Upoluję dla ciebie wszystko co tylko możliwe, tylko pomóż mi
Kocham cię jak małe, niewinne pisklę, które czeka na swoją matkę. Na kogoś, przy kim czuje się bezpiecznie.
Kocham cię jak kochanie moje
Kocham cię jak wschodzące słońce nad morzem, które daje nową nadzieję i niezapomniane chwile, które na zawsze w nas pozostaną.
Kocham cię tak jak kocham góry, które tulą nas do siebie. Góry które z każdej strony, chronią mnie przed sztormem.
Kocham cię wyraża tyle co „ja pierdole”
Bo po prostu ciężko opisać jak bardzo można kochać kogoś tak bardzo, że aż brakuje słów. Aż brakuje tchu. Miłość jest miłością, bo miłość powinna być kochana, powinna być bezwarunkowa
Teraz już wiem, że bez ciebie, nie ma części mnie.
Pokaż mi, że zależy Ci na mnie
Pokaż mi, że nie muszę już kochać kogoś innego
Czy poruszy Cię to, kiedy odejdę?
Czy zmienisz o mnie myślenie?
Czy wtedy powiesz, że mnie chcesz?
Już biegnę do Ciebie z daleka
Już czuję, że się zbliżam, a wciąż nie mogę dotrzeć
A co gdybyś sam podszedł bliżej
To ja biegnę, i czekam biegnąc
To ja mówię sam za siebie
A Ty
Mów za mnie
Łzami podlewam rośliny
Bo gdy jedna z nich odchodzi, moje serce już nie jest zielone
Oczy jak przez mgłę ciągle mam
A chciałbym żeby były szeroko otwarte, tylko po to żebym mógł cię obserwować z każdej strony
Bo kocham na ciebie patrzeć
Jak nabierasz kolorów
I jak na moich oczach rośniesz duży i szczęśliwy
Ale
Czasami zdarza się że się przeziębisz
I wtedy ciężko jest podać ci właściwy sposób na to, abyś wyzdrowiał
Chyba nie umiem dbać o innych
Mimo, że najpierw rosną
To później i tak odchodzą
Oni zawsze odchodzą
A ja zawsze zostaje sam
I to koło się zatacza
Ciągle
Bo szukając siebie
Odnalazłem ciebie
Nieświadomie, szybko i bardzo boleśnie
Bo skrzywdzony i zrezygnowany
Myśląc, że to już jest koniec
Że nikt nigdy i nikt inny
Strach mnie trzymał kilka lat
I strach informował, że jeszcze trochę i mnie zabierze
Dałem radę
A teraz boję się, że już nigdy nie dam rady, gdyby cos i gdyby ktoś
Takie straszne uczucie trzymają dalej
Tylko, że one już są inne
Dorosłe
Dojrzały w tym czasie
Boję się dalej
Ale ten strach jest inny
Ciężko nie zgadzać się na przyzwoitość
A ty myślisz, że tak powinno być
Nie trudno mi o to
Sam
Samotnie leżę na tej kanapie
Samotnie myśląc, o samotności
Nie chce mi się już nawet leżeć
Bo boli mnie kręgosłup
Ale nie chce też wstać
Więc egzystuję już nie czuję
Czuję przemijającą młodość
Czuję jak czas ucieka mi przez palce
Jak to jest możliwe że wczoraj to 10 lat temu?
Jak to 10 lat? Przecież to było wczoraj
Przecież jeszcze wczoraj bawiliśmy się razem w chowanego
Jeszcze wczoraj miałaś 7 lat
Wczoraj chodziliśmy do kościoła na różaniec
Gdzie się to wszystko podziało?
Jak to jest możliwe?
Dlaczego nikt nie powiedział mi wcześniej jak to wygląda
Ja nie chcę żeby tak było i nie umiem się z tym pogodzić
Przecież czas się nie zatrzyma tylko dlatego że tak chce
Naprawdę się boję przemijającego czasu
Przyjechałaś
I to było takie niespodziewane
Mimo że było zapowiadane
Ale jakoś tak ciężko było mi uwierzyć w to, że jeszcze cię obchodzę
Nie sądziłem, że jestem dla ciebie na tyle ważny, byś przyjechała
To niedużo, ale dla mnie dużo
Kochałem moich przyjaciół jak nikt inny
A ty
Przyjechałaś i tak bardzo nie chciałem żebyś wyjeżdżała
Czułem się jak pół dekady temu
Gdy byliśmy młodzi i beztroscy
Gdy wszystko było takie kolorowe i takie nasze
Chciałbym żeby znowu było nasze
Bo połowa połówki dekady
Spędziłem bez ciebie
I to naprawdę nie był dobry czas
Myślę, że jesteś dla mnie tak bardzo ważna, że nawet gdybyś przychodziła i odchodziła
To i tak się odnajdziemy
Jesteś dobrym dniem
dawno nie spotkałem tak fajnego uczucia jak ten grill
to uczucie że może jeszcze kogoś obchodzisz i że może jednak masz jakichś tam znajomych
ciekawe
myslalem że już każdy ze mnie zrezygnował, że każdy odpuscil
a tutaj pewnego dnia po prostu ktoś się mną zainteresował. To naprawdę bardzo rzadki przypadek i bardzo rzadkie uczucie
cieszę się że ich mam
ze moge mowic co czuję i rozmawiać szczerze na miejscu a nie udawać że wszystko gra a pozniej
nie gra
a ja chciałbym żeby grało ciagle
ale ciagle to też niedobrze
Godzina po 3
A za oknem już jasno
Niesamowicie krótkie noce z tobą mnie czekają
Miało być łatwiej
A wyszło podobnie
Ćwierk ptaków nie pomoże
Nadzieja uszła z wiatrem przez nieszczelne okna
I ciężko żeby znów wróciła do środka
Czekam na nową nowinę o tobie
Czy warto znów się tym zamartwiać
Myślę o tamtej nocy z tobą na twoim balkonie
Dużym balkonie
I co gdybym się wtedy zgodził?
Jak wyglądałoby moje życie
Wróciłbym do ciebie?
Wiesz
Chyba już nie potrafię cię usprawiedliwiać i wierzyć kolejny raz w te same kłamstwa
Tak jakby one miały jakieś znaczenie
Już nie mają
Bo zrobiłeś wszystko żeby nie miały znaczenia
Żebym tak łatwo i tak szybko stracił zaufanie do ciebie
Żałuję, że prosiłem o obietnicę
Bo gdy została złamana
Bardzo zabolało
Ale ja ci wierzyłem
Naprawdę
Ja chciałem ci wierzyć w to, że jesteś osobą którą szukam i że mnie nie okłamujesz
Każdego dnia boję się, że to się dzieje
I się dzieje
A ja nie wiem kiedy
Przeraża mnie sama myśl o tym, że to nie jestem ja
To boli
Nie umiem po prostu udawać, że umiem udawać
Weno przyjdź do mnie natychmiast
zebym nie marnował czasu na coś co czasu zabierać nie powinno
wiec weno zapraszam do siebie
przychodz szybciej bo dawno cię nie było. A i tak zazwyczaj cię po prostu nie bylo
wiec proszę
przyjdź weno
Ciężko mi zaakceptować to jak wyglądam teraz
To że jestem taki jaki jestem
I że mam to co mam
Albo nie mam tego czego potrzebuje
Nie ma już nic związanego ze mną
We mnie
Boję się nieświadomości
Na moje niedoskonałości
Jak tańczyć gdy nie masz siły
Jak śpiewać gdy brakuje ci tchu
Jak zrobić to wszystko z innym ciałem niż miałeś
Boże
Tyle już było złego we mnie
A ja ciągle zły na siebie za to
Dlaczego te myśli nie odchodzą tak szybko jak przyjaciele
To naprawdę była niesamowita przygoda
Nawet kąpanie się w środku nocy w burze
To są chwile niezapomniane i przeprzykre jest to, że one tak szybko mijają
Tak jakby się skończyły i nigdy nie istniały
Mówi się, żeby nie rozpamiętywać przeszłość
Tylko, że jak mam o niej nie myśleć, to jak pamiętać o tej pięknej przygodzie
Będę za nią tęsknić
I za tymi miejscami, które wspólnie stworzyliśmy
Spanie w aucie, w buszu
Zakrywając ręcznikami szyby
I nawet ten worek na śmieci
Ja naprawdę nigdy tego nie zapomnę
I mimo, że chciałbym żeby to na zawsze
To nie wiemy jak się to wszystko potoczy
To piękne chwile
Dziękuję bo
Tego potrzebowałem
Na chwilę odpocząć to jakieś marzenie
Szaleństwo, że tak w ogóle można
Ze tak w ogóle się da
Zwiedzając codziennie inny kraj
I widząc kulturę i zachowania innych
Chyba stwierdzam, że nasi rodacy, tylko robią pod górkę
Szacunek i tolerancja
Wzajemna
Bez względu na wszystko
Ja nie chcę bać się tego co daje mi świat, tylko dlatego że ktoś tego nie akceptuje
Chcę tego posmakować
Pięknie jest popatrzeć na ciebie z tych gór
Mieć satysfakcję że tyle przeszedłeś
Że tyle wytrzymałeś
W końcu to ja patrzyłem na ciebie z góry
I myślałem, czego ja tak naprawdę potrzebuje
Potrzebowałem tej satysfakcji
Że mogę i że jednak umiem
Że wybaczyć, to wcale nie jest prosto
Mimo tych zdjęć i rozmów na górze
Chyba przemyślałem kilka rzeczy
Tylko że one zostaną ze mną
Pozwolili mi oddychać na chwilę
Może kiedyś tam wrócę?
Kurwa a dlaczego ja znowu nie śpię
I myślę o niej od dwóch godzin
Znowu powróciły te myśli o niej
Bo znowu nie powiedziałeś, że napisała
Męczy mnie to
I ciągle mam ochotę sprawdzać twoją wierność
Nie wiem czy robię to okej
Niechciałbym naruszać twojej prywatności, ale jeśli uznam to za słuszne
Będę musiał to zrobić
Dla dobra naszej dwójki
Boję się, że ulegnę i już nie wrócę
Nie stanę
Nie będę Cię zabijał jeszcze
Jedziemy w ten świat na chwilę
Odwiedzić na sekundę przeszłość żeby nie została zapomnianą na zawsze
Nie przejmujcie się
Ja zawsze będę wracać
Wiem, że myślicie że nie
Ale tak będzie
Będę starał się odwiedzać was jak najczęściej
Bylebyście żyły wiecznie
Nie jestem gościem, który odpuszcza
Który nie zmienia i nie jest lojalny
Jestem
Będę
Patrzę na to wszystko co odchodzi
I te wszystkie noce na balkonie nagle przepadły
I myślę, że gdyby nie ta impreza to wszystko potoczyłoby się inaczej
Ale jest jak jest
I tego nie da się zmienić
Nie potrafię udawać że potrafie mu zaufać
Bo nie potrafię
I ten pocałunek choćby w policzek
Zmienił jakby wir mojego świata
Nieświadomie zrobienie czegoś kosztuje dwa razy drożej
I patrzę jak odchodzę z żarem w ręku wśród zachodu
Nawet truskawki jeszcze niedojrzały, a ja już przegniłem
Tak jakbym zostawał jedzony przez robaki
Czasami czuję pewne rzeczy tak jakbym nimi był
I przepraszam za to ale nie umiem pościelić inaczej łóżka
Mam na sobie ten dres
Miałem go założony w dni poznania ciebie
I mam w dniu w którym musimy się rozstać
W tym mieszkaniu
W tym pokoju 6x6
Na tej wersalce
Jeziora już nam nie zaśpiewają jak na początku
Już nie wpadnę w to bagno drugi raz
Może wtedy coś to znaczyło?
„Wersalka 6x6”
Patrzył przez okno, jakby coś jeszcze mogło się wydarzyć. Jakby on miał wrócić. Ale nic nie wracało. Nawet tamte noce na balkonie, co kiedyś wydawały się nieśmiertelne — przepadły. Jakby ktoś je po prostu wyłączył. Jak światło.
Myślał, że to wszystko mogło się potoczyć inaczej. Że gdyby wtedy, na tamtej imprezie, nie poszedł za nim, albo powiedział coś innego — może dziś by nie siedział tu sam. Może byłoby lepiej. Może dalej by się śmiali z głupot, gotowali te jego dziwne makarony, oglądali powtórki „Simpsonów”. Ale co z tego. Jest jak jest. I tego już nie zmieni.
Nie potrafił mu zaufać. I nie dlatego, że coś konkretnego się stało. Po prostu… coś pękło. W środku. Jak zamek błyskawiczny, co się rozjechał i nie chce się zsunąć z powrotem. Próbował to ignorować. Udawać. Ale się nie dało. Nie był w stanie kłamać aż tak dobrze.
Ten jeden pocałunek — nawet nie w usta, tylko gdzieś w policzek — zmienił wszystko. Cały świat się przewrócił. I on już wiedział, że coś poszło nie tak. Że coś się nieodwracalnie przesunęło. Czasami człowiek coś zrobi odruchowo, a potem płaci za to jak za luksus.
Siedział na wersalce. Ten sam dres, co wtedy, gdy go pierwszy raz spotkał. I ten sam, który miał teraz, kiedy musieli się rozstać. Pokój 6x6, znajome światło lampy, ten sam zapach porannej kawy, co zawsze zostawał na kubkach. Nie płakał. Już nie. Wyczerpał ten zasób dawno temu, jeszcze zanim zaczęli mówić o rozstaniu. Teraz zostały tylko resztki. Cisza. Nieznośna cisza, która wypełniała pokój bardziej niż cokolwiek innego. Patrzył na te cztery ściany, które kiedyś były świadkami wszystkich chwil, które dzielili — śmiechu, rozmów, czasem milczenia. Ale teraz? Teraz wszystko było tylko tłem, które przestało mieć znaczenie.
Z jego ust nie padły żadne wielkie słowa. Nie musiały. Wszystko, co ważne, zostało powiedziane tam, w tej chwili, kiedy jeszcze czuli się blisko. Kiedy jeszcze myśleli, że czas nie ma końca. Kiedy nie patrzyli na zegar, bo życie wydawało się nieskończone.
Siedział tam, w tym dresie, który miał na sobie w dniu, kiedy wszystko się zaczęło. I pomyślał, że nie ma sensu udawać. Że życie nie jest takim, jakim się wydaje. Że czasami to, co robimy, kosztuje więcej, niż byśmy chcieli zapłacić. Ale mimo to — mimo tego wszystkiego — nie żałował. Chciałby tylko móc cofnąć chwilę. Może nie wszystko by zmienił, ale niektóre momenty, te najważniejsze — może dałoby się uratować.
Poczuł tę pustkę, która się w nim rozrastała. Nieznośną, ale nie nową. Właściwie to zawsze była. Tylko teraz, kiedy go opuścił, była widoczna. Jakby wybuchła w jego sercu. Nic już nie było takie samo. Pokój 6x6, wersalka, dres — wszystko to miało teraz zapach końca. Mimo że wciąż była nadzieja, że coś się zmieni, wiedział, że to nieprawda. Nie było już odwrotu.
Może wtedy coś to znaczyło. Może wtedy ich pocałunki były prawdziwe. Może wtedy ich słowa miały wagę. Ale teraz? Teraz już nic nie miało sensu. Czuł to w każdym oddechu. I mimo że starał się nie patrzeć, to wiedział, że nigdy nie będzie w stanie przejść przez to, co zostało.
Zachód słońca za oknem powoli gasł. I on zostawał tam, w tym pokoju, sam — bez słów, bez niego, bez niczego. Tylko z tym, co było i tym, co nie mogło już być.
Mogę umrzeć choćby na chwilę
Na miłość i za miłość
Za słuchanie tej swojej ulubionej, nieprzerwanie od lat, muzyki
Moje piosenki i moje chwile odchodzą
Odpływają
Patrzę na to wszystko co odchodzi
I te wszystkie noce na balkonie nagle przepadły
I myślę, że gdyby nie ta impreza to wszystko potoczyłoby się inaczej
Ale jest jak jest
I tego nie da się zmienić
Nie potrafię udawać że potrafie mu zaufać
Bo nie potrafię
I ten pocałunek choćby w policzek
Zmienił jakby wir mojego świata
Nieświadomie zrobienie czegoś kosztuje dwa razy drożej
I patrzę jak odchodzę z żarem w ręku wśród zachodu
Nawet truskawki jeszcze niedojrzały, a ja już przegniłem
Tak jakbym zostawał jedzony przez robaki
Czasami czuję pewne rzeczy tak jakbym nimi był
I przepraszam za to ale nie umiem pościelić inaczej łóżka
Mam na sobie ten dres
Miałem go założony w dni poznania ciebie
I mam w dniu w którym musimy się rozstać
W tym mieszkaniu
W tym pokoju 6x6
Na tej wersalce
Jeziora już nam nie zaśpiewają jak na początku
Już nie wpadnę w to bagno drugi raz
Może wtedy coś to znaczyło?
Leżałem na tym misiu w kształcie pszczółki
Nie wiem dlaczego te łzy same leciały mi leciały na jej główkę
Ja już nie umiem kontrolować to, czego nie da się długo kontrolować
Chyba się zmieniłem
Chyba już ta pszczółka nie wystarcza
I ja nie wiem
Bo przecież pszczółki są wystarczalne
Chciałem być czyjąś pszczółką
Chyba nie jest mi to dane
I tak za niedługo zniknę, jak pszczółka co kilka miesięcy
Okropne
Mimo że niedawno wzrosłem, to znów muszę upaść
Może urodzę się znowu na wiosnę
Powoli już wątpię
We wszystko
I we mnie
Było ciężko mi uwierzyć że mnie nie chcesz
ze nie odczytasz i że nie odpiszesz
ale wybralas
naprawde
mysle ze teraz
to juz chyba koniec
odeszłaś
Wczoraj
Śnili mi się wszyscy moi starzy przyjaciele
I nie byliśmy w dobrych kontaktach
Nawet się nie lubiliśmy
Próbowaliśmy ze soba rozmawiać, ale chyba nie potrafiliśmy
Sny chciały mi pokazać
Że to już jest koniec
Że już nie da się odbudować, każdego naszego wspomnienia
Że z siebie chyba już wyrośliśmy
W śnie mnie nie lubiliście
W trzymaliście się razem, a ja byłem sam
Szkoda, że te role się odwróciły
Zawsze byłem jedynym facetem w tej grupce
Może dlatego nie byłem traktowany poważnie, może dlatego czułem się obcy dla was,
gorszy
Chciałem się upodabniać i robić rzeczy, które wy robiłyście, a później zrozumiałem, że mi nie wypada
Teraz to wiem
Po raz kolejny, sen podpowiedział mi jak bardzo zjebałem
Że tak naprawdę, ja nigdy nie należałem do naszej paczki
Teraz to rozumiem
Pożegnałem się z wami w snach
Z każdą jedną osobą
Teraz wiem
Że już siebie
Nie potrzebujemy
Nie wiem czy to biurko powinno być moje
Ja i moje zadania, których sam nie potrafię rozwiązać
Moje życie, którego nie potrafię ogarnąć
To jest coś dobrego, ale nie zawsze
Staram się szeptać cicho o tym jak się czuję
Mam wrażenie że nie chcesz tego słyszeć
Rozumiem to
Nie muszę być najważniejszą częścią twojego serca
Czy ja w ogóle powinienem tego oczekiwać?
Chcę tego?
Powinienem chcieć?
Czasami
Czasami chce więcej niż powinienem
Nie wiem dlaczego
Mijają lata a ja dalej stoję w miejscu
Nie chcę tego zmarnować
Lata lecą tak szybko, a ja nie umiem z nich korzystać
Nie wiem już czego chce
„ Ale już jest po, więc aniołom szepnij to
Że tęskni ktoś za dotykiem twoich rąk
Jechałem tym pociągiem, prosto do ciebie
Abyś zrozumiał, że przyjadę i wrócę
To ja zawsze wracam
Nie zostawiam, nie bez wyjaśnienia
Więc, jeśli kiedyś
Będziesz miał wątpliwości
Przypomnij sobie, jak bardzo pisałeś, że kochasz mnie strasznie
Nie widzisz życia poza mną
Bardzo chciałbym żebyś mnie tak kochał
I mam nadzieję, że naprawdę kochasz
Że jestem naprawdę i, że jestem na zawsze
Jadę tym pociągiem, ale wrócę
I ty też wrócisz
Nie chce nic bez ciebie
Naprawdę
Więc wrócę pociągiem
pozwól
jeśli czujesz,
że nic nie możesz,
że to cię dusi —
pozwól mi cię puścić.
choć to mnie łamie.
nie chcę cię trzymać
w miejscu, które boli.
nie chcę siebie tracić
w ciszy, która krzyczy.
myślałem za nas.
chciałem spokoju,
domu,
ciebie.
ale nie spytałem —
czy ty też.
przepraszam.
zostaję po godzinach,
żeby nie czuć.
wracam do pokoju,
który jest tylko ścianami.
i wiem —
ty też tego nie czujesz.
nie czujesz się u siebie.
a ja myślałem,
że stworzyliśmy kąt.
nasz.
czy ty byś tego chciał?
czy byłbyś tu ze mną —
gdybyś mógł wybrać od nowa?
jeśli nie…
ja pomogę ci odejść.
nawet jeśli sam zostanę w tym wszystkim.
jest mi ciężko.
aż boli oddychać.
myślałem, że lato uleczy.
ale myliliśmy się.
ja ciebie też kocham.
bardzo.
Ciągle czuję te emocje, kiedy słucham tych piosenek
Wpływają na mnie bardzo nostalgicznie i w chwili znajduje się w tamtym miejscu
W tych latach
Tęsknię za nimi
Tak bardzo za nimi tęsknię
Za tą wolnością i niezależnością
Za poczuciem, że mogę wszystko, że nie ma żadnych konsekwencji
Naprawdę
Tęsknię za tym
Okropnym uczuciem jest to, że już nie znam tych ludzi
A kiedyś mieli być wszystkim
Jak ja mogłem być taki naiwny?
Wchodząc do tych ruin, niby podobnych do jakiego starego, betonowego domu
A z drugiej strony, wyglądał jak mały pokój, który ma jakąś nieodkrytą historię
Myślałem że zostanę tam na zawsze
Dlatego was tam zabierałem
Czułem się tam trochę jak w domu
Jakbym dokładnie znał to miejsce
Pamiętam jak odkryłem Nibylandię
Jak bardzo chciałem zrobić z tego przyjazne miejsce dla każdego
Dlatego powiesiłem ten czerwony balonik
Żeby każdy czuł się mile widziany
Żeby każdy był tam akceptowany
Bez wyjątku
Mimo tego, że nie lubiło się każdego
Pamiętam jak poszliśmy trochę dalej
Tak kilka dobrych kilometrów
Do innego miejsca, zwanego Nibylandią- część kolejna
Niesamowite uczucie, gdy podczas burzy, musieliśmy się tam schować
Niezbyt mądrze, ale tak zrobiliśmy
Dlatego później co rok tam przychodziliśmy i robiliśmy podobne miejsce w prawie identycznym zdjęciu
Pamiętam to
Pamiętam to tak dobrze, że nie potrafi wyjść mi to z głowy
I kiedy zawsze zbliża się kwiecień, ciągle o nim myślę
No i o tobie
I o tych kwiatkach z drzewa jabłkowego
I o zdjęciach
Były robione słabym telefonem, a podstawką było drzewo
Później szliśmy dalej, i dalej, i dalej
Zawsze przed siebie
Czy torami, czy mostem
Po prostu szliśmy
Przed siebie
A teraz idę sam
Bez nikogo
I czuję ten upadek
Ja pamiętam to wszystko
Ja ciągle tym żyje, dlatego znowu nie doceniam tego co dzieje się teraz
Zatrzymałem się w czasie, mimo że pędzi coraz szybciej
Nawet pomaganie tych filmów już nie pomaga
Już
Bez was
One nie istnieją
Ja też już nie istnieję
Czekam tylko na ten upadek
Uważnie na niego czekam
I się nie boję
Nie boję się
Ale
Pamiętam
Bo pamiętam dużo
I nie zapomnę o nikim, o żadnej osobie którą poznałem w swoim życiu
Nigdy nie zapomniałem
Chyba to już ten czas
Żeby odpuścić
Żeby zrozumieć że to było za szybko
Płacząc tamtej nocy na wersalce, zrozumiałem że tak musi to wyglądać
Że już chyba nie ma nadziei na to że coś się zmieni
Chyba zepsuliśmy to, co zepsute miało nie być
Jak się to stało?
Jak to możliwe, że to poszło tak łatwo i szybko?
Może chciałem za dużo?
Może chcieliśmy za dużo?
Czy wina zawsze stoi po dwóch stronach?
Czy może to tylko moje wyobrażenie
Czy chcemy?
Czy my to przetrwamy?
Proszę powiedz mi że mnie kochasz
Że damy radę z tym wszystkim
Wiem że bez nas będzie lepiej
Ale ja się tego boję
Ja już nie chce nic bez ciebie
Naprawdę
Ja nie chcę bez ciebie
Czasami ciężko uwierzyć
Że my sami gotujemy sobie taki los
Że my sami potrafimy zrobić wszystko, żeby innym było gorzej
I tylko po to
Czasami ciężko uwierzyć w to
Że kobieta, głosuje przeciwko kobiecie
Że mężczyzna jest wilkiem dla innego mężczyzny
Ciężko uwierzyć, że to może tak dzielić
Że jesteśmy podzieleni
Ciężko uwierzyć w to, że rodzina woli zło
Że nie widzi do czego to zmienia
Że za niedługo będzie tego żałować
Mam nadzieję, że będzie
Nie chciałbym być zły
Ale jestem
Jestem wręcz wkurwiony
Bo nie o to walczyliśmy
Nie walczyliśmy o osobę, która we krwi ma tylko nienawiść do innych
Że jest narkomanem, który się nawet z tym nie kryje
Że używał KOBIET, aby mieć z tego korzyści
Czasami myślę, że nawet jeśli wystawiliby wam świnie
To byście ją wzięli
Tylko dlatego
Że ma na ciele wyrysowany krzyż
Tylko ten krzyż jest z krwi
A ta krew za niedługo będzie przelana
Będę walczył ciągle
Będę wspierał i będę
Po prostu będę
Bez względu na to, że nie mam siły
Ale
Będę
Miłość jest dobra, nie jest zła
Ona powinna chcieć dobrze
Powinna kochać każdego dnia o poranku i o zachodzie
Miłość jest bezinteresowna
Miłość powinna kochać w każdym miejscu, nie tylko przy kochaniu
Miłość uskrzydla
Miłość nie powinna krzywdzić
Miłość powinna wspierać
Powinna spać w twoim łóżku i w twojej pościeli
Miłość nie zdradza
Miłość kocha
A kochać to znaczy miłość
Niechciałbym cię pamiętać
I tego co nam robiłeś
Tego, czego się nie robi z szacunku do swojej rodziny
Niechciałbym pamiętać krzyków i bólu
I tego, że byłeś obok
A później już ciebie nie było
I tego, jak trzymałeś mnie na swoich kolanach, pokazując palcem szczeniaki
Tego, jak wychodziłeś trzeźwy, ale taki już nigdy nie wracałeś
Niechciałbym mieć tego wszystko w głowie, bo to sprawia, że nie potrafię mieć w głowie czegoś innego
To ciągle żyje we mnie
I nie potrafi wyjść
Niechciałbym czuć tego zapachu, nawet w myślach
Ale czuję
Nie umiem nie czuć
A gdy ktoś pachnie tak samo, przypominasz mi się Ty, wtedy kiedy robiłeś nam te wszystkie złe rzeczy
Kiedy starałem się ciebie zapomnieć
Ale nigdy mi się nie udało
Nie uda zapomnieć mi się czegoś, co nie jest zapomniane
I już nigdy nie będzie
Nie wiem czy sobie z tym poradzę
Niszcząc tego kwiatka, zniszczyłem swoją wrażliwość
Chcąc zrobić coś dobrego, przesadzić i spróbować dać mu nowe miejsce, więcej przestrzeni i swobody- zniszczyłem go
Dlaczego ja muszę wszystko niszczyć
Dlaczego jak chce dobrze, to i tak wychodzi na odwrót
Mój kochany kwiatku, dlaczego zwiędłeś?
Czy zrobiłem coś nie tak?
Proszę, daj mi znak, że uda mi się cię jeszcze naprawić
Proszę, daj mi znak że jeszcze się podniesiesz
Chciałbym cię znowu zobaczyć żywego, pełnego koloru i sytości
Chciałbym żebyś znowu, kiedy z rana wstaje, pokazał mi swoją piękność i wrażliwość
Płakałem na twoje liście
Moje łzy podlewały twoje korzenie
Z każdą kolejną łzą, płynęło coraz więcej smutku
Coraz więcej żalu
Kochana roślinko
Chcę cię uratować
Wytatuowałaś mi łezkę na przedramieniu.
Teraz sama dla mnie nie istniejesz.
Oddałem Ci część swojego ciała – tylko po to, żebyś zawsze była przy mnie.
A jednak… Ciebie nie ma.
Czy to naprawdę nic dla Ciebie nie znaczyło?
Czy wszystko inne jest dla Ciebie ważniejsze niż ja?
Nie potrafię tego zrozumieć.
Nigdy nie potrafiłem.
Czy naprawdę wciąż daję Ci za mało, żebyś mogła w końcu zrozumieć, co znaczy kochać swojego przyjaciela?
To wciąż niewystarczające?
Kiedy w końcu będzie?
Czy naprawdę to takie dziwne, że oczekuję Twojej obecności?
Czy naprawdę to wszystko jest dla Ciebie nie do pojęcia?
Nie chciałem tego pisać.
Ale musiałem.
Jesteś… zarozumiała
Otworzyłem okno na oścież
Bo tak bardzo chciałem, żeby powietrze przywiało mi Ciebie
Czekam już kilka lat i nie zapowiada się, że wrócisz kiedykolwiek
Ach
Chciałbym nie pisać już o Tobie, ale chyba nie umiem
Ciągle siedzisz mi w głowie, w każdej sytuacji i nieważne, w jakim miejscu
Jesteś wszędzie
To nie jest nic złego, że jesteś moim wszechświatem
Choć czasami mam wrażenie, że ja dla Ciebie nie
I to boli najbardziej
Zastanawiam się, czy jestem, którąś z jedną tych planet, czy raczej małym pyłkiem, który wędruje na Drodze Mlecznej
Zastanawiam się, czy jestem kimś więcej niż tylko asteroidą B-612
Bo przecież chyba wiesz, co to za asteroida?
Będę czekać przy tym oknie, otwartym na oścież
Zobaczymy co się stanie.
Za bardzo mnie skrzywdziłaś, akceptując coś, co nie jest akceptowalne.
Czy będąc innym, jesteś gorszy?
Czy będąc innym, masz akceptować niesprawiedliwość?
Czy będąc mną, mam być kimś kim nie chce być?
Powiedziałaś mi, że ciągle się użalam i wiem, że masz racje
Tylko, że ty zawsze to akceptowałaś
Nigdy mi tego nie powiedziałaś.
A gdy wybuchła bomba między nami, wyrzuciłaś każdą małą cząstkę, tylko po to aby mnie skrzywdzić.
Czyli ciągle ukrywałaś w szafie coś, co w końcu musiało wyjść?
Czyli nie znałem cię wcześniej?
Czyli ukrywałaś to, że tak naprawdę jestem tylko osobnikiem, który zawsze jest skrzywdzony i nie patrzy na pozytywy?
Jak mogłaś udawać?
Dlaczego to zrobiłaś?
Powiedz mi tylko, czy uważasz, że to co się działo u mnie, nie było powodem moich smutków?
Czy znowu się użalam?
Może powinienem nosić imię “Użalacz”?
Pewnego, słonecznego dnia, gdy słońce jeszcze nie wstało dokładnie
Widziałem go na promenadzie
Nie wydawał się za specjalnie inny, a wręcz przeciwnie, wyglądał na kogoś kto stracił wszystko co miał, a teraz błąka się sam.
Otchłań smutku chyba go zabierała. Wcale nie powoli. Tonął już od dawna
Wydawało mi się że chce zamieszkać w tym jeziorze
Tak jakby chciał tam zamieszkać i stworzyć nowe życie, nowy świat.
Może lepiej by było, gdyby faktycznie tam został. Może otoczy się ładnie zielonymi wodorostami i zamieszka z nimi na zawsze. Było widać to w jego oczach. Naprawdę. Było to widać tak wyraźnie, że wyraźniej się już nie dało.
Wydaje mi się że chyba go tracimy. Nie widać, jakby mu to przeszkadzało. Puszczę go wolno.
Zebrałem się z podłogi,
choć wciąż nie miałem komu mówić.
Na stole zimna herbata,
i ptaki wciąż śpiewały — jakby mnie nie było.
Wyszedłem.
Nie na długo.
Ale wystarczyło, by zobaczyć,
że nie wszystko umarło.
Poleżę sobie w smutku sam
Nie mówiąc o tym nikomu
Poleżę sobie w smutku sam
Z ramionami wzdłuż ciała
Poleżę sobie w smutku sam
Na przeciwko sufit słaby
Poleżę sobie w smutku sam
A zza okno będzie słuchać śpiew ptaków
Poleżę sobie w smutku sam
Żeby nikt nie pytał gdzie jestem
Ach
Boję się że poleżę w smutku sam
Przy tobie w smutku leżę sobie sam
Obok leżysz sobie z kimś
Ja już nie leżę w smutku sam
Wesprzyj mnie kupując moją nową książkę: https://ridero.eu/pl/books/moje_noce_na_balkonie/
Bez waszej pomocy, nie uda się tworzyć kolejnych książek. Dziękuję ❤️
Najsmutniejsze było to
Kiedy zobaczyłem cię po wielu miesiącach
I tak cieszyłem się na to spotkanie
Tak bardzo tego wyczekiwałem
Tak bardzo tego chciałem
Czekałem
I czekałem
A kiedy się pojawiłeś
Musiałeś przedstawiać się jeszcze raz
Nie poznałeś mnie
Zapomniałeś
I kiedy powiedziałeś że nie pamiętasz
Moje serce pękło na milion kawałków, kolejny raz
Nie sądziłem że możesz mnie zapomnieć
Przecież tańczyliśmy razem do piosenek
Śmialiśmy się z piosenek
Chodziliśmy na spacery
Specjalnie zakładałem ci dwie różne skarpetki, bo byłeś trochę jak ja
Jak wujek
Gdy mi cię odebrano
Nie potrafiłem się z tym pogodzić
I żyłem codziennie z myślami intymnymi czy kiedyś się spotkamy
Czy te wspomnienia zostaną z tobą
Ale nie zostały
I ty też odszedłeś
Bo nie miałeś wyboru
Dalej o tobie pamiętam
A co jeśli wszechświat jest skończony
Tak jak my
Całe życie mi mówiono, że jest nas więcej
Że nie jesteśmy sami
Może mieli rację?
Wszechświat jest niesamowity
Nie potrafię pojąć tego, że on w ogóle jest
Istnieje
Na co dzień o tym nie myślę
Ale gdy już pomyślę
Działa to na mnie intrygująco i irytująco
Dlaczego nie potrafię zrozumieć tego, że jesteśmy tylko ziarenkiem piasku na pustyni.
Dlatego
Może Mały książę istnieje
Może dlatego oddał swe życie, by podróżować po wszechświecie, aby znaleźć Różę
Wybije zaraz 3 w nocy
A ja ciągle się zastanawiam
Ile tak naprawdę jest wszechświatów
I dlaczego
Ty jesteś
Każdym z nich
———————-
moja nowa książka „moje noce na balkonie” już dostępna https://ridero.eu/pl/books/moje_noce_na_balkonie/
jesli podoba ci sie moja tworczosc, wesprzyj mnie prosze kupujac moja nowa ksiazke: moje noce na balkonie KLIK
bede bardzo wdzieczny
dziekuje za wszystko
Kiedyś myślałem że pełnia może być codziennie
Wiem, że czasami oburzam się bez powodu
Ale momentami mam dość ciągłego myślenia za Ciebie
I tego że
Muszę wszystko poprawiać
Jesteśmy dorośli
Jesteśmy już na tyle ogarnięci, że powinniśmy rozumieć siebie na wzajem
Powinniśmy być na tyle ogarnięci żeby żyć dobrze
Na spokojnie
Już sam nie wiem jak to z tym wygląda
Chyba muszę pomyśleć
Czy piatek czy poniedzialek
Ciagle podobnie
Bo
W poniedzialek czekasz na piatek
W piatek czekasz na dlugi weekend
W weekend czekasz na dlugi urlop
Po urlopie czekasz na koniec jesieni
Po jesieni na wiosne
I tak ciagle
I tak mija czas
Moze my potrzebujemy czegos wiecej
Korzystnie korzystania z czasu
Tutaj tego nie ma
Wpadlismy w pętle czasowa
I nie wiek czy da sie z niej wydostac
No ja wiem ze to bylaby nieprawda
I jest nieprawda
Ale snilo mi sie ze twoje cialo powedrowalo przez ekran do kogos innego
Boje sie tego
Podswiadomie gdzies dalej to siedzi
Choc wiem ze to jest niemozliwe
Ciagle boje sie o nas
Tak jakbysmy mieli juz swoj koniec zapisany
A ja nie chce
Boje sie tego
Dlatego boje sie ze spodoba ci sie ktos inny
Ze ja juz nie bede nim
Taki cholerny strach
Tak straszny ze trudno go sobie wyobrazic
Boje sie
Zwatpilem
Dzisiaj pierwszy raz
Chyba pierwszy raz
Zwatpilem w to co robie dla ciebie
W to jakie male rzeczy ci daje
Zwatpilem w to ze kiedys mi podziekujesz
Zwatpilem w to ze kiedykolwiek zobaczysz jak bardzo male rzeczy sa wazne i jak bardzo sprawiaja ze druga osoba czuje sie wazne
Wysluchana
A ja
Zwatpilem juz ze mnie sluchasz
Ze chcesz mnie wysluchac
Zwatpilem w to ze interesuje cie to co mam dopowiedzenia
W ogole myslisz ze moge miec cos dopowiedzenia?
Myslisz ze moge miec o czyms pojecie?
Czy moze myslisz ze juz niczego sie od nikogo nie dowiesz?
Wiem
Ze nie wiem duzo
Albo ze nie wiem nic
Ze jestem tylko osoba ktora slucha i ma rozumiec, ale najlepiej zeby nic nie mowila bo jej to nie wychodzi
Ja jestem ta osoba
Zwatpilem ze moge o cos walczyc
zwatpilem ze jest sens
I dlatego pierwszy raz dzisiaj
Zwatpilem w nas
Wbijajac kolejny raz
Te same krzywdzące slowa
Te same nadzieje
I to co uznajesz za glupie
Dzieki temu
Tez mnie wbijasz
Tez jest tak jak mialo nie byc
To nie mialo tak wygladac
A rzeczywistosc
Ciagle sie zmienia
Ciagle jest inna
I juz
Bez ciebie
Niewazne gdzie sie pojawie
Zawsze cos jest nie tak
Niewazne co bym zrobil
To zrobie to zle
Bo ja ciagle czuje sie winny
Ale jestem gotowy na nowa droge
Jestem gotowy na to co mi powiesz
Tylko powiedz ze powiesz
Ja chce z toba porozmawiac
Chcialbym z toba porozmawiac
Jednak od dawna sie juz nie rozumiemy
Od dawna juz cie nie ma w srodku
Zostawilas to za soba
A ja
Ciagle czekalem w naszych miejscach
Ciebie to nie obchodzi
Ale ja
Zylem nadzieja
Dzisiaj z rana
Jezioro nie bylo spokojne
Tworzylo małe fale poprzez delikatny wiatr
Po raz kolejny przywołał mi wspomnienia
Tym razem
Wtedy kiedy w butelke szklaną wkładałem list i rzucałem w wisłe
Teraz zastanawia mnie to czy do kogos dotarła
Czy ktoś ją przeczytał
A nawet gdyby
To pewnie sie uśmiechnął przez te błędy ortograficzne
Choć miałem wtedy tylko 14 lat
Wiedzialem ze juz zawsze bede taki jaki jestem
Juz zawsze bede malym wrazliwym chlopakiem, ktory swe emocje wysyła w swiat
Ktory czuje inaczej
I inaczej to widzi
Nie uwazam siebie za wyjatkowego
Ale boje sie ze jestem jedyny na swiecie
I ze chyba
Nikt mnie nie zrozumie
Tylko te fale
Tylko ten wiatr
Juz nikogo nie mam
Nie wiem jak opisac ten las
Bo za snia wyglada tak bezpiecznie i przyjaznie
Masa motylkow i pszczolek
Masa wspanialych roslin i ptakow
Czuc mozna bezpieczenstwo
Noca zas wychodza koszmary o ltorych lepiej nie wsoominac
Tak jakby ciagle ktos cie obserwowal a ty nie wiesz skad i z ktorej strony
To ciekawe
Niby jesteście zaprzyjaźnieni i tacy dogadani
A jak dochodzi co do czego to tylko cie straszy i knuje za twoimi plecami
Tylko ze moje plecy sa teraz twardsze niz twoj noz
I juz sie nie boje
Juz wiem jak zostac sam
Juz to rozumiem
Niepotrzebnie wychodzisz tam gdzie cie nie chca
Tam gdzie wiecznie obserwuja i komentuja
Tam gdzie
Nikt inny na ciebie cie czeka tylko twoje koszmary
Daj sobie z tym spokoj
No i chyba
Daje
Lub juz
Dalem
Pamietaj o mnie jeszcze przez chwile
Ja chyba nigdy nie zapomne choć probowalem juz tyle razy
Bo chcialbym
I chcialbym cie nie pamietac
Czy dalej jesteś tą dziewczyną?
Słucham tej poezji
I zastanawiam sie gdzie uciekły mi trzy lata z życia
Gdzie
A teraz pustka tutaj i tam
W twoich oczach tez
Dzisiaj mysle o niej
I nie moge przestac
Straszne to sa mysli
Nie chce ich miec ciagle i ciagle
Ale mam
I tego nie zminie
Chyba
Srednio dzisiaj z samopoczuciem
Ale dobrze nie moze byc ciagle
Wiec tak jest
I tak chyba bedzie
Czasami chodze promenada
I zastanawiam sie
Co ja jeszcze tutaj robie
Bo pomimo tego ze jest pieknie
Juz nie czuje tych emocji ktore czulem na poczatku
To niesamowite jak szybko emocje moga ulec zmianie
Ale jestesmy tylko ludzmi
A ja jestem tylko zagubionym Adrianem
Ktory szuka swojej drogi do domu
Nie wiem gdzie jest moj dom
Probuje go znalezc
Probuje i ciagle probuje
Mijajac innych ktorzy zyja
I
Chca zyc
A ja z kazdym dniem czuje sie coraz bardziej winny
Ze tkwie gdzie tkwie
Ze mam co mam
I nie mam czego nie mam
Ja chyba potrzebuje od nowa
Potrzebuje nowej ksiazki
Nie tylko rozdzialu
Chce czegos nowego i swiezego
Znowu
Przez chwile balem sie ze trace cie na zawsze
Znikalo wszystko po kolei, nawet male rzeczy
I to zawsze bylo przerazajace i ciezkie
Jestem trzezwy
Naprawde
Teraz naprawde jestem trzezwy
I juz nie chce do tego wracac
Trzezwosc nie zawsze wystepuje tylko w alkoholu, bo tego nigdy nie tkne
Dopiero zaczynam od nowa sie odtruwac
Czasami boje sie reakcji mojego ciala
Bo roznie reaguje
Ale wiem
Ze zawsze dam sobie rade
Z wami czy bez was
Zawsze dam sobie rade
Kocham was
Kocham was jak niebo kocha slonce
Kocham was jak ptaki kochaja latac
Kocham was jak jak pszczolki miod
Za kazdym razem coraz ciezej
U dopiero kiedy zauwazysz ze ktos za toba placze
Wtedy zaczynasz sobie uswiadamiac ze jestes dla kogos wazny
Ze łzy to nie tylko tesknota
Ze usmiech to nie tylko mimika
Te wszystkie emocje maja znaczenie
Znaczysz cos wiecej niz tylko BYCIE
A ja chyba dla was znacze cos wiecej
I nawet chyba sie tak czuje
Jak to mozliwe ze jedni potradia byc ze mna codziennie, nieustannie, kilka, a nawet kilkanascie godzin
A drudzy nie potrafia poswiecic mi godziny
To sa osoby
Im na mnie zalezy
Oni mnie chca i wyczekuja
A ja wyczekuje was
Kocham was
Chyba zrozumialem
Ze wcale nie jestem na tyle wazny
Ze wcale nie musze przyjezdzac wczesniej
Bo przeciez ciezko wam znalezc godzine dla mnie
To takie
Upokoarzajace
Tak jakbym w ogole nie istanial
Tak jakbym przestal istniec kiedy wyjechalem
Czy to swiadczy o tym ze to nie te osoby?
Nawet jesli ta znajomosc trwa 10lat
Lub 15lat
Nie kazdy musi byc na zawsze
Powoli to rozumiem
Ze chyba
Nie ma czegos takiego jak na zawsze
Nie bede dla was
Nie jestem dla was
Nic dla was nie znacze
Albo tego nie pokazujecie
Moze tego nie umiecie
Albo ja nie umiem
Ciezko jest byc tym ktory przyjezdza i wyjezdza
Bo wy tu jestescie zawsze
Ja krotki czas
I godzina
Dlatego to mnie boli
Ze nawet godziny nie znajdziecie
Juz naprawde
Mam dosc
Zaraz ide w te miejsca
Tak
W te miejsca
Nasze miejsca
W miejsca ktore jeszcze jakis czas temu zyly
Byly uzywane
Były pielęgnowane
Niesamowite jak dwa lata zlecialy jak za mrugnieciem oka
Naprawde nie wiem gdzie ten czas przepadl
Nie wiem gdzie go zabrali
I nie wiem kto go zabral
Z wami juz dlugo nie ma kontaktu
To nie tak za od razu zaluje tego czasu
Tylko zastanawiam sie gdzie sie podzialiscie
Wy wszyscy ktorzy byli
Gdzie wy jestescie?
Wracam pociagiem i bede za kilka godzin
A juz mysle o tych miejscach
O Nibylandii
Gdzie sie podzial nasz wlasny swiat
Ty na mnie nigdy nie czekasz
Zawszs masz mnie na czas
Przyzwyczailes sie do tego
A ja do tego dopuscilem
Nie powinienem
Ludzie przyzwyczajaja sie do dobrego
Dosc szybko
I tak jak sam mowiles
Dasz palec a wezma reke
To dosc znajome
I szczerze
Juz nie mam na to sily
Historia ciagle sie powtarza
I do tego tez dopuscilem
Dlaczego ja zawsze godze sie na takie rzeczy?
Dlaczego ja nigdy nie potrafie odpuscic
Zawsze musze gdzies tam i cos tam
Cos dodac
Cos ujac
Osadzic
Tez sie ucze
Tez sie ciagle ucze
A ucze się troche na tobie
I na sobie tez
Mam prawo na zle emocje wobec ciebie
I wobec siebie tez