Pewnego, słonecznego dnia, gdy słońce jeszcze nie wstało dokładnie
Widziałem go na promenadzie
Nie wydawał się za specjalnie inny, a wręcz przeciwnie, wyglądał na kogoś kto stracił wszystko co miał, a teraz błąka się sam.
Otchłań smutku chyba go zabierała. Wcale nie powoli. Tonął już od dawna
Wydawało mi się że chce zamieszkać w tym jeziorze
Tak jakby chciał tam zamieszkać i stworzyć nowe życie, nowy świat.
Może lepiej by było, gdyby faktycznie tam został. Może otoczy się ładnie zielonymi wodorostami i zamieszka z nimi na zawsze. Było widać to w jego oczach. Naprawdę. Było to widać tak wyraźnie, że wyraźniej się już nie dało.
Wydaje mi się że chyba go tracimy. Nie widać, jakby mu to przeszkadzało. Puszczę go wolno.