Chyba skoczę dziś do jeziora
Na balkonie się nie da
Wieje wiatr
Powiewa liście
A jestem jednym z nich
Zara opadnę
I znów mnie zdepczesz
Będę w kałuży
I tam zniknę
Słyszę ludzi śmiejących się
Z czego się cieszą?
I dlaczego ja nie mogę
Właśnie zgniłem
Chyba skoczę dziś do jeziora
Na balkonie się nie da
Wieje wiatr
Powiewa liście
A jestem jednym z nich
Zara opadnę
I znów mnie zdepczesz
Będę w kałuży
I tam zniknę
Słyszę ludzi śmiejących się
Z czego się cieszą?
I dlaczego ja nie mogę
Właśnie zgniłem
Bardzo brakuje mi tego uczucia
Gdy wiem że twoja satysfakcja wszystkich usatysfakcjonuje
Brakuje mi tego, żebym poczuł że chcesz
Ale czy chcesz
Skoro to problem wielu miesięcy, to czy nie warto spróbować inaczej?
Co ja mam zrobić?
Co zrobić aby, to zrobić
Tęsknię za tym uczuciem, kiedy wiedziałem, że do czegoś się nadaję
Ale to za długo
I boję się, że mogę nie wytrzymać
Każdy ma swoje limity
I boję się, że one się zbliżają
To problem we mnie siedzi? Wcześniej, u innych, nie było problemu
A ja go tworzę
Co zrobić żeby w końcu to poczuć?
Chcę to poczuć
I czuć
Sztorm mi ciebie zabrał
Fala była tak duża, że nie zdarzyła cię powstrzymać
A teraz moja głowa wędruje w Oceanie
I wędruje z falami, tylko po to żeby Cię odszukać
Dalej nie znalazłem
I boję się, że już nie znajdę
Powoli moja głowa już tonie
I chyba się nie uratuje
Bo teoretycznie to
Mimo, ze zmieniło się wszystko
Całe moje życie wywróciło się do góry nogami
I gdyby to tylko 500 metrów
A to kilometry
To inny dom
To już nie to samo
To czuję się tak jakbym dalej miał 16 lat
Jakbym dalej zwiedzał świat kilometrami i cieszył się z nowo poznanego miejsca
Ale nie
Ja już nie mam 16 lat
Już nie ma tamtych miejsc
I ciebie też już nie ma dwa lata
Czasami za tobą cholernie tęsknię
I myślę jak ułożyć sobie życie bez ciebie
Przecież z tobą zwiedzałem świat
i zawsze oboje zastanawialiśmy się co to jest, to niebieskie z daleka
Teraz już wiem, że to było powietrze tylko w innym miejscu
Chciałem świat zwiedzić z tobą
Tylko z tobą
A teraz bez ciebie mi smutno
Nie chodzę już na spacery, bo bez ciebie to już nie to samo
Już nie słucham naszych piosenek, których słuchaliśmy zawsze w podróży
Już nie robię zdjęć i już nie chowam się w al’a lesie
Już nie szukam nowych rzeczy
Bez ciebie nie ma sensu tego robić
I włos staje mi dęba kiedy widzę co się z tobą dzieje
To już od dawna nie jesteś ty
A ty przecież taka nie byłaś
Gdzie jesteś?
Co się z tobą podziało?
Twoje imię na literę A
A teraz w alfabecie zniknęłaś i mój zaczyna się na B
Mój Świat bez ciebie nie istnieje
Boże jakie to wspaniałe uczucie leżąc na wodzie i patrzeć w niebo słuchać ćwierkanie ptaszków
tesknie za tym
W pokoju panowała cisza, którą przerywało tylko ciche buczenie lodówki zza ściany. Na ekranie telefonu błyszczały kolejne zielone dymki, jakby bohater w gorączkowym transie wyrzucał z siebie słowa.
„Proste. Popełnię samobójstwo.”
Litery układały się w wyrok, którego nawet on sam nie chciał jeszcze głośno wypowiedzieć. Palce drżały, ale pisały dalej.
„Odetnę tłuszcz z brzucha. Wyślę ci pocztą. I się wykrwawię. Z flakami na wierzchu.”
Było w tym coś groteskowego, niemal teatralnego – jakby desperacja mieszała się z czarnym humorem, jakby śmierć mogła być listem, przesyłką, czymś, co da się zapakować w kopertę. A jednak pod maską ironii kryła się prawda: pustka, która wciskała się do środka jak chłód zimowego powietrza przez nieszczelne okno.
Telefon zamilkł. Nikt nie odpisał.
W pokoju wciąż panowała cisza, lecz teraz brzmiała jak echo czegoś większego – jak echo samotności, która właśnie znalazła słowa.
To był dobry weekend
Taki niespodziewany, zaskakujący i nowy
Bo bliskość z naturą najważniejsza
I czuć
Życie
Nowe rzeczy prowadzą do przyjemności
A niespodzianka się udała
Więc widziałem w twych oczach wdzięczność
To dobre uczucie
Kiedy ktoś coś docenia
I dobrze że docenia
I widzi dużo pracy
Bo się starałem
A prezenty i niespodzianki
To coś co lubię najbardziej
Mój grób nad ziemia
To drzewo pełne kwiatów
A te kwiaty pachną życiem
I chciałbym, aby inni go wąchali
Tylko po to
Żeby poczuli życie
I to, że jeszcze żyją
Że jeszcze mogą
I dni tęsknoty oddam drzewu
By kwiaty na nim, mogły zmienić je w dobroć
A ludzie go wąchający
Zamienią zło, w dobroć
W to czym kiedyś być chciałem
Niech mój grób porasta bluszczem i krzakami
Dzikimi różami i magnoliami
Ja nie chcę betonu po życiu
Wystarczy, że miałem go dużo za życia.
Niech korzenie zakorzenią się tak mocno i głęboko, że nikt nigdy nie da rady ich zerwać
A jak zerwią
To odrodzą się ponownie
Bo ja jestem za uczciwością
Nie jestem za kłamstwem
Bo kiedy umrę
To one i tak by wyszły
Tak jak moje sekrety i uczucia
A ja i tak umieram w tym świecie
Bo kończę przyjaźń z roślinami i naturą
Albo się nią staje
I trzepie tym trzepakiem na trzepaku
Żeby pomyśleć o tym kiedy miną nieprawdziwe informacje
One też się chyba rozpuszczą w ziemi
I ja też
Bo wszystko co złe oddaje ziemi
Wszystko co złe niech się w dobre przemieni

W nocy widziałem spadającą gwiazdę
Więc od razu wypowiedziałem życzenie
Pomyślałem o tobie
I o nas
Chciałbym cię na zawsze
Chciałbym czuć cię na zawsze
Ja już nie chce bez ciebie
Miłość jest szalona
A gwiazda za szybka
Ciężko było zdążyć z życzeniem
Ale
Czułem cię
I czułem ją
Bo moja miłość do ciebie jest jak gwiazda na niebie
Jak kometa
Czasami widzę Cię jak przez tysiąc lat świetlnych
Czasami gaśniesz
Ale wiem, że wkrótce znów się pojawisz
Ciągle
Cię
Chce
Niełatwo jest ci dogodzić
Kiedy zmieniasz się w inną osobowość
I udowadniać, że to nie wszystko moja wina
I że „nie wydaje mi się”
Chciałbym żeby mi się wydawało
Chciałbym
Ale nie wydaje mi się
I gubię się codziennie
Już sam
Nie wiem
Co
Czasem mam wrażenie, że dla świata to i tak obojętne.
Codziennie zatracam się w sobie głębiej i głębiej.
I coraz częściej nie wiem, czy chcę jeszcze gdzieś należeć.
Kocham — choć może to złe słowo.
To coś więcej niż przywiązanie, a jednocześnie mniej,
bo przecież oczekujemy innych rzeczy.
A ja nie potrafię dać tego, czego pragnie druga strona.
→ Nawet tej nocy, gdy spadały gwiazdy, byłem sam.
Ktoś inny patrzył w niebo obok Ciebie, a ja — pytałem siebie,
czy to jeszcze coś znaczy.
Przecież znasz mnie, prawda?
Powiedz, że pamiętasz, co lubię.
Bo jeszcze niedawno wiedziałeś.
Choć nie zaglądałeś do książek, choć nie czytasz tego, co ważne dla mnie.
A jednak potrafiłeś rozumieć.
Czy znasz moje ciało tak, jak zna się litery, które tworzą opowieść?
Czy chciałbyś je przeczytać — od początku do końca?
Chyba znów jestem smutny.
Niełatwo jest ci dogodzić
Kiedy zmieniasz się w inną osobowość
I udowadniać, że to nie wszystko moja wina
I że „nie wydaje mi się”
Chciałbym żeby mi się wydawało
Chciałbym
Ale nie wydaje mi się
I gubię się codziennie
Już sam
Nie wiem
Co
Dzisiaj każdy jest na mnie zły
Może faktycznie każdego ranię nawet nieświadomie?
Czasami myślę że robię komuś dobrze, aby było lepiej, a później okazuje się, że tylko denerwuje i niepotrzebnie zwracam uwagę
Dzisiaj chyba każdy jest na mnie zły
Bo niepotrzebnie się odzywam
Niepotrzebnie mówię o swoich uczuciach
Czasami może warto zatrzymać coś dla siebie
Byłaś dzisiaj w moich snach
I okazało się, że nawet w snach jesteśmy skłóceni
Szkoda że Kwiecień już dawno minął, a sierpień się powoli kończy
Chyba byłaś na mnie zła w kwietniu
Może kwiecień to wcale nie jest miesiąc kwitnienia?
Jakoś w tych wiosennych miesiącach, wszystko się skończyło, a nic nowego się nie rozpoczęło
Odnalazłem cię w swoim zdenerwowaniu, ale wiem, że już nam nie wyjdzie
Że nie zaprosisz mnie na wesele
Że już nie jestem ważny w twoim życiu, bo po prostu zniknąłem
I wcale nie zapowiada się żebym wrócił
Chyba już nie wrócę do twojego życia
Bo ciągle jesteśmy źli
I tak pozostanie
Nie chce jeść tylko owoców
Lubię je, ale czuję się ograniczane
A gdy patrzę na wagę i widzę choć 100 gramów więcej, karam się za przytycie
Bo ja taki nie byłem, ja nigdy nie byłem większy, a zawsze był z tem problem
Kalorie są liczone przy każdej okazji
A liczenie cukru już weszło mi w nawach
Czasami czuję się jak taki robot, który musi być idealny
A to nie ludzie tego chcą
Tylko moja głowa mówi, że mam być taki jaki byłem
Że nie mogę być inny
Czy moje zaburzenia odżywiania karmią moje kaprysy?
Nikt nie potrafi wytłumaczyć mi, że moje tłumaczenia nie są wytłumaczalne
Ja po prostu nie czuję się sobą
Nawet gdyby teraz spadło coś z nieba, to i tak liczyłbym na małe kalorie
Ciężko jest być ciężkim
Ale ciężko też być nieciężkim
Ja ciebie też, bardzo
Naprawdę
Boję sie, ze to już nie jest to
Że straciłeś do mnie całe swoje uczucia
A przecież były tak duże
Codziennie spotykam cię w moich snach
A przed chwilą pióro wleciało przez okno
I ja już sam nie wiem czy to dobry znak
Bo z każdym następnym razem
Myślę o tym coraz bardziej i więcej
Czuję to coraz bardziej i szerzej
Boję się tego uczucia
Tego
Że mogę Cię kiedyś stracić
Tylko, że chyba powoli Cię już tracę
I to się czuje
Ciągłe obawy o to, że pokochasz kogoś bardziej
Że ktoś odbierze mi rolę najważniejszego
I że już taki nie będę
Czy możesz mi obiecać, że zawsze będziesz mnie kochać
Że zawsze będę wyglądać tak w twoich oczach, jak wyglądałem na początku
Że będziesz czuł do mnie, to co czułeś kiedyś
Proszę
Błagam
Powiedz, że Ty mnie też bardzo
I że nigdy nie odejdziesz
Balony żółte na tym ekranie
i twoje ręka na robocie
ciekawe jak się w tym bawisz
i ciekawie ci ci to daje
no bo ciężko to ogarnac
ciezko to zrobic
ciezko być cicho
Chciałbym stworzyć z tobą dom
To była pierwsza piosenka jaka mi się włączyła po kłótni z tobą
Czy nawet radio wie jaki mam humor?
Bo
Chciałbym z tobą stworzyć dom
Dałem ci każdą cząstkę mojego wewnętrznego dziecka
Nie potraktowałeś tego poważnie
A ja go straciłem
Lubię cię za bardzo przez co myślałem żebym zbudować z tobą nowe życie
Tylko że rzecz zaczynająca się od litery A, miała inne plany
Często myślę, ze jest to dla Ciebie mus
Że ty inaczej nie potrafisz
Że ty nie chcesz nawet spróbować inaczej
To Cię potrafi wychillować
Dlaczego ja nie mogę być tym impulsem, który cię uspokoi
Dlaczego to ja nie mogę być dla ciebie tym musem
Powiedziałeś, że straciłeś do mnie cały swój szacunek, przez coś, co nawet nie było prawdą
Bo ranisz mnie co tydzień
A ja co tydzień ci to wybaczam i myślę, że jutro będzie lepiej
Ale nigdy nie jest
Już chyba nie oddychamy tym samym powietrzem
Tym samym tlenem
Chyba coraz mniej się rozumiemy
A ja
Boję się ciebie stracić
Ta myśl, doprowadza mnie do paniki, której nigdy wcześniej nie znałem
Może faktycznie to powinno się już skończyć
Powinno wyjść na zero
Bo ja i tak jestem
Zerem
Chodziłem z tobą gdzie tylko chciałeś
Robiłem to o co tylko prosiłeś
Gdy czułeś się źle, próbowałem robić wszystko żebyś czuł się dobrze
Nawet kiedy spotkaliśmy się z MOJĄ rodziną, po krótkim czasie chciałeś już wracać
I ja to zaakceptowałem
Nie patrzyłem na to że mieszka na drugim końcu polski
Nie patrzyłem na to, że chce spędzić z nimi czas
Ja zawsze patrzę na ciebie
I na twoje dobro
Nie dbam o swoje
Czuję, że straciłem swoje i dlatego muszę dbać o twoje
Mówisz, że przecież mogę, że powinienem
Ale gdy już jest na to szansa- nagle czujesz się źle, nagle jesteś zmęczony i chce ci się spać
Nagle już za dużo ludzi
Za dużo wszystkiego
Wtedy już się nie liczę
Czy ja się liczę tak samo jak Ty?
Czy twoje potrzeby są ważniejsze od moich?
Dla ciebie robię wszystko
Dla ciebie chcę robić wszystko
Ale przez to czuję, że już tracę siebie
Czuję, że już straciłem
Siedzę na tej czerwonej macie
I przypominam sobie przeszłość, kiedy siedzieliśmy na niej w trójkę
Z tobą i z nią
Lubiłem siedzieć na ziemi
Czułem się przy was komfortowo
Mogłem zdjąć buty i nie bać się, że popatrzycie na mnie krzywym wzrokiem
A oni siedzieli gdzieś indziej
A my byliśmy ciut niewidoczni
Dlatego tam siedzieliśmy
Mało słuchaliśmy tego, co chcieli nam powiedzieć
Każdy zajmował się sobą
Tęsknię za wami
Trzeba mieć jakieś cele
A teraz mój cel to zniknąć z tego miasta
Nie mogę znieść tego, że jest tutaj tak jak jest
Bo mimo tego że na zewnątrz jest ładnie, to w środku cuchnie
A ja już nie chcę cuchnąć
Czuję zapach innego miejsca
I chce go powąchać
Jeśli się znudzi
Znajdę inny zapach
Inne miejsce
Które mnie uszczęśliwi
Chcę poznać nowe
I chcę kochać
Chcę czuć
Mrok a dusza
Tak jakby łączą się w całość
To praktycznie to samo
One czują podobnie gdy nie czują podobnie
Pojawiają się wątpliwości czasami
Bo dalej myślą, że to coś innego
A to jest to samo
I nieważne jest to co stało się 6 lat temu
To wciąż trwa i będzie trwać
Mrok nie ucieka
Mrok nie pyta
Mrok po prostu jest i nie da się go wyzbyć
On będzie
Moje uczucia przejmują kontrolę
I to wcale nie jest przyjemne
Wcale nie jest proste
To niedobrze
Ja jestem swoją głową
A nie moje uczucia
Pozwoliłeś mi wracać w nocy samemu
Poczułem się tak, jakbyś wcale nie chciał mnie zatrzymać
Tak jakbym wcale nie był taki ważny jak ty jesteś dla mnie
Nie potrafiłbym Cię puścić i nie bać się, że coś może ci się stać
Słyszę, że przecież jestem dorosły i nie odpowiadasz za mnie
Tylko czasami robi się rzeczy wbrew sobie, dla osoby, którą się kocha
Niby
Czasami myślę, że mamy inne patrzenie na miłość
Na to jak ona powinna wyglądać
Czy jest jakaś definicja miłości?
Ciągle łzami podlewam rośliny, bo tylko one zostają ze mną do samego końca
One nie pytają
One po prostu słuchają i pomagają tylko tym, że są
Nie muszą mi nic mówić
Czuję je
Dlaczego nie możesz po prostu być?
Dlaczego nie umiem cię już poczuć tak, jak rośliny czują mnie
Dlaczego nie umiesz mnie już tak poczuć, jak rośliny czują ciebie
Powiedz mi, że to był tylko błąd
Powiedz, że się postarasz i nie dojdzie do czwartego
Nie chcę żeby dochodziło do czwartego
Bo trzeci
To i tak już dużo
Po tobie nie będzie już nikt
I boję się, że cię stracę
Ale nie chcę być już na tym miejscu
Nie chce być człowiekiem, który nie jest człowiekiem
4 to już jest za dużo
A ja nie umiem tego zaakceptować
Bo to sprawia, że zamieniasz się w kogoś, kogo nie znam, kogo nie chce poznać
Bo nie chcę cię znać takiego
Nie jesteś dla mnie wtedy sobą
Albo jesteś sobą tylko wtedy
Gdy słyszę ten ton, z którym ciężko się porozumieć
Moje serce nie wytrzymuje
Moje serce działa w innym trybie, a mój głos nagle dostaje mutacji kolejny raz
Nie jestem chyba wart tego, czego jestem wart