wtorek, 17 czerwca 2025

Na to wszystko co odchodzi

Patrzę na to wszystko co odchodzi

I te wszystkie noce na balkonie nagle przepadły

I myślę, że gdyby nie ta impreza to wszystko potoczyłoby się inaczej

Ale jest jak jest

I tego nie da się zmienić

Nie potrafię udawać że potrafie mu zaufać

Bo nie potrafię

I ten pocałunek choćby w policzek

Zmienił jakby wir mojego świata

Nieświadomie zrobienie czegoś kosztuje dwa razy drożej

I patrzę jak odchodzę z żarem w ręku wśród zachodu

Nawet truskawki jeszcze niedojrzały, a ja już przegniłem

Tak jakbym zostawał jedzony przez robaki

Czasami czuję pewne rzeczy tak jakbym nimi był

I przepraszam za to ale nie umiem pościelić inaczej łóżka

Mam na sobie ten dres

Miałem go założony w dni poznania ciebie

I mam w dniu w którym musimy się rozstać

W tym mieszkaniu

W tym pokoju 6x6

Na tej wersalce

Jeziora już nam nie zaśpiewają jak na początku

Już nie wpadnę w to bagno drugi raz

Może wtedy coś to znaczyło?

„Wersalka 6x6”

Patrzył przez okno, jakby coś jeszcze mogło się wydarzyć. Jakby on miał wrócić. Ale nic nie wracało. Nawet tamte noce na balkonie, co kiedyś wydawały się nieśmiertelne — przepadły. Jakby ktoś je po prostu wyłączył. Jak światło.

Myślał, że to wszystko mogło się potoczyć inaczej. Że gdyby wtedy, na tamtej imprezie, nie poszedł za nim, albo powiedział coś innego — może dziś by nie siedział tu sam. Może byłoby lepiej. Może dalej by się śmiali z głupot, gotowali te jego dziwne makarony, oglądali powtórki „Simpsonów”. Ale co z tego. Jest jak jest. I tego już nie zmieni.

Nie potrafił mu zaufać. I nie dlatego, że coś konkretnego się stało. Po prostu… coś pękło. W środku. Jak zamek błyskawiczny, co się rozjechał i nie chce się zsunąć z powrotem. Próbował to ignorować. Udawać. Ale się nie dało. Nie był w stanie kłamać aż tak dobrze.

Ten jeden pocałunek — nawet nie w usta, tylko gdzieś w policzek — zmienił wszystko. Cały świat się przewrócił. I on już wiedział, że coś poszło nie tak. Że coś się nieodwracalnie przesunęło. Czasami człowiek coś zrobi odruchowo, a potem płaci za to jak za luksus.

Siedział na wersalce. Ten sam dres, co wtedy, gdy go pierwszy raz spotkał. I ten sam, który miał teraz, kiedy musieli się rozstać. Pokój 6x6, znajome światło lampy, ten sam zapach porannej kawy, co zawsze zostawał na kubkach. Nie płakał. Już nie. Wyczerpał ten zasób dawno temu, jeszcze zanim zaczęli mówić o rozstaniu. Teraz zostały tylko resztki. Cisza. Nieznośna cisza, która wypełniała pokój bardziej niż cokolwiek innego. Patrzył na te cztery ściany, które kiedyś były świadkami wszystkich chwil, które dzielili — śmiechu, rozmów, czasem milczenia. Ale teraz? Teraz wszystko było tylko tłem, które przestało mieć znaczenie.

Z jego ust nie padły żadne wielkie słowa. Nie musiały. Wszystko, co ważne, zostało powiedziane tam, w tej chwili, kiedy jeszcze czuli się blisko. Kiedy jeszcze myśleli, że czas nie ma końca. Kiedy nie patrzyli na zegar, bo życie wydawało się nieskończone.

Siedział tam, w tym dresie, który miał na sobie w dniu, kiedy wszystko się zaczęło. I pomyślał, że nie ma sensu udawać. Że życie nie jest takim, jakim się wydaje. Że czasami to, co robimy, kosztuje więcej, niż byśmy chcieli zapłacić. Ale mimo to — mimo tego wszystkiego — nie żałował. Chciałby tylko móc cofnąć chwilę. Może nie wszystko by zmienił, ale niektóre momenty, te najważniejsze — może dałoby się uratować.

Poczuł tę pustkę, która się w nim rozrastała. Nieznośną, ale nie nową. Właściwie to zawsze była. Tylko teraz, kiedy go opuścił, była widoczna. Jakby wybuchła w jego sercu. Nic już nie było takie samo. Pokój 6x6, wersalka, dres — wszystko to miało teraz zapach końca. Mimo że wciąż była nadzieja, że coś się zmieni, wiedział, że to nieprawda. Nie było już odwrotu.

Może wtedy coś to znaczyło. Może wtedy ich pocałunki były prawdziwe. Może wtedy ich słowa miały wagę. Ale teraz? Teraz już nic nie miało sensu. Czuł to w każdym oddechu. I mimo że starał się nie patrzeć, to wiedział, że nigdy nie będzie w stanie przejść przez to, co zostało.

Zachód słońca za oknem powoli gasł. I on zostawał tam, w tym pokoju, sam — bez słów, bez niego, bez niczego. Tylko z tym, co było i tym, co nie mogło już być.

Odpływają

Mogę umrzeć choćby na chwilę

Na miłość i za miłość

Za słuchanie tej swojej ulubionej, nieprzerwanie od lat, muzyki

Moje piosenki i moje chwile odchodzą

Odpływają

niedziela, 15 czerwca 2025

Truskawki jeszcze niedojrzały

Patrzę na to wszystko co odchodzi

I te wszystkie noce na balkonie nagle przepadły

I myślę, że gdyby nie ta impreza to wszystko potoczyłoby się inaczej

Ale jest jak jest

I tego nie da się zmienić

Nie potrafię udawać że potrafie mu zaufać

Bo nie potrafię

I ten pocałunek choćby w policzek

Zmienił jakby wir mojego świata

Nieświadomie zrobienie czegoś kosztuje dwa razy drożej

I patrzę jak odchodzę z żarem w ręku wśród zachodu

Nawet truskawki jeszcze niedojrzały, a ja już przegniłem

Tak jakbym zostawał jedzony przez robaki

Czasami czuję pewne rzeczy tak jakbym nimi był

I przepraszam za to ale nie umiem pościelić inaczej łóżka

Mam na sobie ten dres

Miałem go założony w dni poznania ciebie

I mam w dniu w którym musimy się rozstać

W tym mieszkaniu

W tym pokoju 6x6

Na tej wersalce

Jeziora już nam nie zaśpiewają jak na początku

Już nie wpadnę w to bagno drugi raz

Może wtedy coś to znaczyło?

sobota, 14 czerwca 2025

Miś w kształcie pszczółki

Leżałem na tym misiu w kształcie pszczółki

Nie wiem dlaczego te łzy same leciały mi leciały na jej główkę

Ja już nie umiem kontrolować to, czego nie da się długo kontrolować

Chyba się zmieniłem

Chyba już ta pszczółka nie wystarcza

I ja nie wiem

Bo przecież pszczółki są wystarczalne

Chciałem być czyjąś pszczółką

Chyba nie jest mi to dane

I tak za niedługo zniknę, jak pszczółka co kilka miesięcy

Okropne

Mimo że niedawno wzrosłem, to znów muszę upaść

Może urodzę się znowu na wiosnę

Powoli już wątpię

We wszystko

I we mnie

Odeszłaś

Było ciężko mi uwierzyć że mnie nie chcesz

ze nie odczytasz i że nie odpiszesz

ale wybralas

naprawde

mysle ze teraz

to juz chyba koniec

odeszłaś

środa, 11 czerwca 2025

Pożegnałem się z wami w snach

Wczoraj

Śnili mi się wszyscy moi starzy przyjaciele

I nie byliśmy w dobrych kontaktach

Nawet się nie lubiliśmy

Próbowaliśmy ze soba rozmawiać, ale chyba nie potrafiliśmy

Sny chciały mi pokazać

Że to już jest koniec

Że już nie da się odbudować, każdego naszego wspomnienia

Że z siebie chyba już wyrośliśmy

W śnie mnie nie lubiliście

W trzymaliście się razem, a ja byłem sam

Szkoda, że te role się odwróciły

Zawsze byłem jedynym facetem w tej grupce

Może dlatego nie byłem traktowany poważnie, może dlatego czułem się obcy dla was,

gorszy

Chciałem się upodabniać i robić rzeczy, które wy robiłyście, a później zrozumiałem, że mi nie wypada

Teraz to wiem

Po raz kolejny, sen podpowiedział mi jak bardzo zjebałem

Że tak naprawdę, ja nigdy nie należałem do naszej paczki

Teraz to rozumiem

Pożegnałem się z wami w snach

Z każdą jedną osobą

Teraz wiem

Że już siebie

Nie potrzebujemy

wtorek, 10 czerwca 2025

To biurko

 Nie wiem czy to biurko powinno być moje

Ja i moje zadania, których sam nie potrafię rozwiązać

Moje życie, którego nie potrafię ogarnąć 

To jest coś dobrego, ale nie zawsze


Staram się szeptać cicho o tym jak się czuję 

Mam wrażenie że nie chcesz tego słyszeć 

Rozumiem to

Nie muszę być najważniejszą częścią twojego serca 


Czy ja w ogóle powinienem tego oczekiwać? 

Chcę tego? 

Powinienem chcieć? 


Czasami

Czasami chce więcej niż powinienem

Nie wiem dlaczego


Mijają lata a ja dalej stoję w miejscu

Nie chcę tego zmarnować

Lata lecą tak szybko, a ja nie umiem z nich korzystać


Nie wiem już czego chce


Aniołom szepnij tu

 „ Ale już jest po, więc aniołom szepnij to

Że tęskni ktoś za dotykiem twoich rąk

Że głodowałeś za dnia, ale dawałeś ile się da

Już jest po, więc aniołom szepnij to”

~ Sanah

niedziela, 8 czerwca 2025

Jechałem pociągiem

Jechałem tym pociągiem, prosto do ciebie

Abyś zrozumiał, że przyjadę i wrócę

To ja zawsze wracam

Nie zostawiam, nie bez wyjaśnienia

Więc, jeśli kiedyś

Będziesz miał wątpliwości

Przypomnij sobie, jak bardzo pisałeś, że kochasz mnie strasznie

Nie widzisz życia poza mną

Bardzo chciałbym żebyś mnie tak kochał

I mam nadzieję, że naprawdę kochasz

Że jestem naprawdę i, że jestem na zawsze

Jadę tym pociągiem, ale wrócę

I ty też wrócisz

Nie chce nic bez ciebie

Naprawdę

Więc wrócę pociągiem

 Kiedy umrę kochanie 

piątek, 6 czerwca 2025

pozwól

pozwól

jeśli czujesz,

że nic nie możesz,

że to cię dusi —

pozwól mi cię puścić.

choć to mnie łamie.

nie chcę cię trzymać

w miejscu, które boli.

nie chcę siebie tracić

w ciszy, która krzyczy.

myślałem za nas.

chciałem spokoju,

domu,

ciebie.

ale nie spytałem —

czy ty też.

przepraszam.

zostaję po godzinach,

żeby nie czuć.

wracam do pokoju,

który jest tylko ścianami.

i wiem —

ty też tego nie czujesz.

nie czujesz się u siebie.

a ja myślałem,

że stworzyliśmy kąt.

nasz.

czy ty byś tego chciał?

czy byłbyś tu ze mną —

gdybyś mógł wybrać od nowa?

jeśli nie…

ja pomogę ci odejść.

nawet jeśli sam zostanę w tym wszystkim.

jest mi ciężko.

aż boli oddychać.

myślałem, że lato uleczy.

ale myliliśmy się.

ja ciebie też kocham.

bardzo.

czwartek, 5 czerwca 2025

Ja to wszystko pamiętam, naprawdę

Ciągle czuję te emocje, kiedy słucham tych piosenek

Wpływają na mnie bardzo nostalgicznie i w chwili znajduje się w tamtym miejscu

W tych latach

Tęsknię za nimi

Tak bardzo za nimi tęsknię

Za tą wolnością i niezależnością

Za poczuciem, że mogę wszystko, że nie ma żadnych konsekwencji

Naprawdę

Tęsknię za tym

Okropnym uczuciem jest to, że już nie znam tych ludzi

A kiedyś mieli być wszystkim

Jak ja mogłem być taki naiwny?

Wchodząc do tych ruin, niby podobnych do jakiego starego, betonowego domu

A z drugiej strony, wyglądał jak mały pokój, który ma jakąś nieodkrytą historię

Myślałem że zostanę tam na zawsze

Dlatego was tam zabierałem

Czułem się tam trochę jak w domu

Jakbym dokładnie znał to miejsce

Pamiętam jak odkryłem Nibylandię

Jak bardzo chciałem zrobić z tego przyjazne miejsce dla każdego

Dlatego powiesiłem ten czerwony balonik

Żeby każdy czuł się mile widziany

Żeby każdy był tam akceptowany

Bez wyjątku

Mimo tego, że nie lubiło się każdego

Pamiętam jak poszliśmy trochę dalej

Tak kilka dobrych kilometrów

Do innego miejsca, zwanego Nibylandią- część kolejna

Niesamowite uczucie, gdy podczas burzy, musieliśmy się tam schować

Niezbyt mądrze, ale tak zrobiliśmy

Dlatego później co rok tam przychodziliśmy i robiliśmy podobne miejsce w prawie identycznym zdjęciu

Pamiętam to

Pamiętam to tak dobrze, że nie potrafi wyjść mi to z głowy

I kiedy zawsze zbliża się kwiecień, ciągle o nim myślę

No i o tobie

I o tych kwiatkach z drzewa jabłkowego

I o zdjęciach

Były robione słabym telefonem, a podstawką było drzewo

Później szliśmy dalej, i dalej, i dalej

Zawsze przed siebie

Czy torami, czy mostem

Po prostu szliśmy

Przed siebie

A teraz idę sam

Bez nikogo

I czuję ten upadek

Ja pamiętam to wszystko

Ja ciągle tym żyje, dlatego znowu nie doceniam tego co dzieje się teraz

Zatrzymałem się w czasie, mimo że pędzi coraz szybciej

Nawet pomaganie tych filmów już nie pomaga

Już

Bez was

One nie istnieją

Ja też już nie istnieję

Czekam tylko na ten upadek

Uważnie na niego czekam

I się nie boję

Nie boję się

Ale

Pamiętam

Bo pamiętam dużo

I nie zapomnę o nikim, o żadnej osobie którą poznałem w swoim życiu

Nigdy nie zapomniałem

środa, 4 czerwca 2025

Płacząc tamtej nocy na wersalce

 Chyba to już ten czas

Żeby odpuścić

Żeby zrozumieć że to było za szybko


Płacząc tamtej nocy na wersalce, zrozumiałem że tak musi to wyglądać

Że już chyba nie ma nadziei na to że coś się zmieni

Chyba zepsuliśmy to, co zepsute miało nie być


Jak się to stało?

Jak to możliwe, że to poszło tak łatwo i szybko?

Może chciałem za dużo? 

Może chcieliśmy za dużo?


Czy wina zawsze stoi po dwóch stronach?

Czy może to tylko moje wyobrażenie 


Czy chcemy?

Czy my to przetrwamy?


Proszę powiedz mi że mnie kochasz

Że damy radę z tym wszystkim

Wiem że bez nas będzie lepiej

Ale ja się tego boję

Ja już nie chce nic bez ciebie 

Naprawdę

Ja nie chcę bez ciebie


wtorek, 3 czerwca 2025

Wybraliście zło

Czasami ciężko uwierzyć

Że my sami gotujemy sobie taki los

Że my sami potrafimy zrobić wszystko, żeby innym było gorzej

I tylko po to

Czasami ciężko uwierzyć w to

Że kobieta, głosuje przeciwko kobiecie

Że mężczyzna jest wilkiem dla innego mężczyzny

Ciężko uwierzyć, że to może tak dzielić

Że jesteśmy podzieleni

Ciężko uwierzyć w to, że rodzina woli zło

Że nie widzi do czego to zmienia

Że za niedługo będzie tego żałować

Mam nadzieję, że będzie

Nie chciałbym być zły

Ale jestem

Jestem wręcz wkurwiony

Bo nie o to walczyliśmy

Nie walczyliśmy o osobę, która we krwi ma tylko nienawiść do innych

Że jest narkomanem, który się nawet z tym nie kryje

Że używał KOBIET, aby mieć z tego korzyści

Czasami myślę, że nawet jeśli wystawiliby wam świnie

To byście ją wzięli

Tylko dlatego

Że ma na ciele wyrysowany krzyż

Tylko ten krzyż jest z krwi

A ta krew za niedługo będzie przelana

Będę walczył ciągle

Będę wspierał i będę

Po prostu będę

Bez względu na to, że nie mam siły

Ale

Będę

niedziela, 1 czerwca 2025

Miłość

Miłość jest dobra, nie jest zła

Ona powinna chcieć dobrze

Powinna kochać każdego dnia o poranku i o zachodzie

Miłość jest bezinteresowna

Miłość powinna kochać w każdym miejscu, nie tylko przy kochaniu

Miłość uskrzydla

Miłość nie powinna krzywdzić

Miłość powinna wspierać

Powinna spać w twoim łóżku i w twojej pościeli

Miłość nie zdradza

Miłość kocha

A kochać to znaczy miłość

Niechciałbym cię pamiętać

Niechciałbym cię pamiętać

I tego co nam robiłeś

Tego, czego się nie robi z szacunku do swojej rodziny

Niechciałbym pamiętać krzyków i bólu

I tego, że byłeś obok

A później już ciebie nie było

I tego, jak trzymałeś mnie na swoich kolanach, pokazując palcem szczeniaki

Tego, jak wychodziłeś trzeźwy, ale taki już nigdy nie wracałeś

Niechciałbym mieć tego wszystko w głowie, bo to sprawia, że nie potrafię mieć w głowie czegoś innego

To ciągle żyje we mnie

I nie potrafi wyjść

Niechciałbym czuć tego zapachu, nawet w myślach

Ale czuję

Nie umiem nie czuć

A gdy ktoś pachnie tak samo, przypominasz mi się Ty, wtedy kiedy robiłeś nam te wszystkie złe rzeczy

Kiedy starałem się ciebie zapomnieć

Ale nigdy mi się nie udało

Nie uda zapomnieć mi się czegoś, co nie jest zapomniane

I już nigdy nie będzie

Nie wiem czy sobie z tym poradzę

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka