Do D
D, proszę Cię,
nie myśl nigdy, że mógłbym coś ukryć w Twoim telefonie.
To rani,
bo jeśli tak myślisz,
to znaczy, że nie znasz mnie naprawdę.
Wiem, kim jestem –
złym człowiekiem,
potworem we własnych oczach.
Wszystko, co złe, zaczyna się we mnie.
Bez Ciebie
nie potrafię iść dalej.
Bez Ciebie świat gaśnie,
a ja razem z nim.
Ale jeśli się męczysz,
jeśli Cię duszę,
odejdź.
Zasługujesz na kogoś lepszego,
na kogoś, kto będzie Ci równy.
Ja… nigdy nie byłem tym kimś.
To nie jest skarga,
to nie jest teatr.
To tylko prawda:
nienawidzę siebie,
a Ciebie kocham.
Oddałbym Ci wszystko,
bo nic nie ma dla mnie wartości.
Wszystko, co zbudowałem,
mogłoby runąć,
byle tylko Tobie było lżej.
Proszę, uwolnij się ode mnie.
Widzę, jak gaśniesz obok mnie,
jak śmiech znika Ci z ust,
jak Twoje oczy patrzą coraz dalej ode mnie.
A ja naprawdę chciałem tylko
zbudować dom z Tobą,
z ciszy, z prostych chwil,
z miłości.
Ale cierpimy razem,
i wiem, że Ty sobie poradzisz.
Jesteś silny, mądry, wytrwały.
A ja – ja zawsze będę sobą.
To, co miało być lepiej,
nie jest.
I może nigdy nie będzie.
Dlatego odejdź, D,
odejdź,
zanim całkiem Cię zgaszę.