Czasami budzę się zrezygnowany.
Do robienia czegokolwiek.
Wstaję, idę do łazienki, sikam, myję ręce, myję zęby, twarz.
Wracam.
Ubieram się, perfumuję i wychodzę.
I czuję się tak, jakby każdy dzień był taki sam.
Nic nowego, nic ciekawego, nic konkretnego.
Po prostu
taka beznadziejność.
Czarna dziura, nieskończona.
Czasami myślę, że ja jestem taką czarną dziurą.
Że nie wiem, kim do końca jestem i co tutaj robię.
Nie wiem, skąd się wziąłem.
I pochłaniam wszystko.
Jestem powietrzem wirującym nad oceanem atlantyckim.
Jestem małym pyłkiem z tego jedynego kwiatka,
który wyrósł – nikt nie wie skąd i dlaczego.
Jestem jak las.
Na początku dnia przyjazny i piękny,
a wieczorami zaś straszny i nieprzyjemny.
A teraz noc staje się dłuższa od dnia.
Zaraz Halloween,
a ja i tak noszę kostium przez cały rok.
W uszach mi szumi strachem.
To strach mi szumi w uszach.
Coś patrzy na mnie zza frontu,
prosto w oczy.
Brakuje tylko pięciu centymetrów,
żeby dotknęło moich gałek ocznych swoimi.
Strach oddaje mi swój strach,
a ja go pochłaniam.
Już nie jestem człowiekiem.
Jestem tylko chodzącym nieszczęściem,
pomyłką wszechświata, pomyłką siły wyższej.
Urodzony nie tam, gdzie powinienem,
nie tam, gdzie miałem być.
Ale jestem,
i egzystuję tak z dnia na dzień,
przed dniem następnym.
To tylko czerń to napisała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz